Nieudane przyjęcie



– Idiota! Idiota! Idiota! Idiooooota!

W salonie Briefsów już od dłuższego czasu rozlegały się gniewne okrzyki dziedziczki Capsule Corporation. Bulma ze złością kopnęła w nowy, mahoniowy kredens i usiadła na fotelu, przeklinając ból palca. Zaraz jednak wstała i zaczęła krążyć po pokoju. Z niezadowolonych pomruków wynikało, że nadal uważa pewną tajemniczą osobę za idiotę. Oprócz tego ów sekretny człowiek, którego imię nie jest nam jeszcze znane, został określony następującymi epitetami: głupi, bezrozumny, bezmózgi, uparty, zacofany, ułomny, dziecinny, debilny i w dodatku imbecyl do sześcianu. Kiedy wyliczanka doszła do „niedorobionego pajaca”, wszedł Vegeta.

– Gdzie ty się podziewasz? – zapytał, patrząc obojętnie na matkę swojego syna.

– Ciągle tu byłam, wystarczyło dobrze poszukać – parsknęła zirytowana Bulma, przestając chodzić po tym wielkim pomieszczeniu.

– O tej godzinie zawsze jedliśmy obiad – poinformował ją Saiyanin.

– Podejdź do robota kuchennego i mu o tym powiedz.

– Co?

– W kuchni stoi robot, przypominający wielkością niskiego człowieka. Ma na sobie czarno-szary fartuch. Podejdź do niego i powiedz: „Zrób mi obiad”.

– A one potrafią? – zapytał podejrzliwie Vegeta.

– Tak, po to są, prawda? Ludzie, ale ty jesteś zacofany…

– Zamknij się – zareagował automatycznie Vegeta, dodając szybko: – zawsze umiały?

– No tak, oczywiście…

– To dlaczego ty robiłaś?

– Tylko udawałam – przyznała się Bulma.

– Co…?

– Obiad był gotowy, a ja udawałam, że go przyrządzam… czasem coś kroiłam dla niepoznaki… myślisz, że chciałoby mi się robić jedzenie?

– Kilka razy widziałem…

– Tak, wiem, wiem. Zdarzyło mi się cztery-pięć razy coś upichcić w czasie tych kilku lat. Musiałam się sprawdzić.

Vegeta nie miał więcej pytań. Najwyraźniej nie interesował go powód „udawania robienia obiadów przez Bulmę”. A może po prostu domyślił się, że ta przebiegła kobieta chciała się do niego zbliżyć, bo wszakże „Przez żołądek do serca”.

Teraz jednak Vegeta mieszkał tutaj i byli czymś w rodzaju pary – nietypowej i oryginalnej, przyznać trzeba. Nie było sensu już udawać, Saiyanin przywykł do towarzystwa Bulmy, na pewno nie unikałby jej, siedząc z robotem w kapsule i każąc mu zrobić coś do jedzenia. Odwrócił się, zamierzając wyjść, ale nagle coś mu się przypomniało.

– Kogo nazwałaś „niedorobionym pajacem”?

– Nie martw się, nie ciebie.

– Kogo?

– Yamchę.

– A co ten pajac zrobił? – Vegeta z powrotem odwrócił się w stronę Bulmy. Ta zaś nagle zdała sobie sprawę, że Saiyanin oswoił się już z panującymi w tym domu warunkami i nawet konwersacja swobodniej mu przychodzi.

– Odmówił uczestniczenia w chrzcinach.

– Chrzcinach? Co to?

– W pokoju dziecka zbierają się ludzie i rodzice uroczyście nadają swojemu dziecku imię.

On nie jest ojcem.

– A ty będziesz?

– Nie.

– Dlatego poprosiłam Yamchę.

– On nie jest ojcem – rysy Vegety wyostrzyły się.

– Ale ty odmówiłeś.

– Wcześniej nie zapytałaś.

– Zazdrosny jesteś?

Vegeta zmrużył oczy, nie dając się sprowokować.

Po co komu te chrzciny?

– Potrzebne. Trunks to wyjątkowe dziecko.

Wymyślasz.

– Wcale nie! To tradycja wywodząca się z innego kraju niż nasz, a ja ją trochę zmodyfikowałam! Żadne dziecko nie będzie miało TAKICH chrzcin!

– No to powodzenia – zakpił Vegeta. 

– Dlaczego ty zawsze musisz być na „nie”?

– Może zrób przyjęcie, na którym mianujesz tego słabeusza Yamchę niedorobionym pajacem? Wyszłoby na to samo.

Notorycznie zmieniasz temat! I przestań drwić!

– Nie zniżę się do poziomu Kakarotto i innych błaznów.

– Nikt ci nie każe! Poproszę Goku, gdy już go wskrzesimy!

Nagle głos Vegety zmienił się, kiedy wypowiadał następne słowa.

– Tego nie zrobisz.

Niby czemu?

– Wtedy wejdę tam i rozpieprzę cały salon – oznajmił tym samym opanowanym  głosem Vegeta. Bulmie nie spodobało się to nagłe ściszenie tonu, ale nie zamierzała dać za wygraną. Zresztą… nawet nie zapytała Yamchy, czy się zgodzi, czy nie, to wszystko było idealnie przygotowanym i dopracowanym przedstawieniem. Scenariusz trochę odbiegał od zaplanowanych kwestii, ale Bulma nie potrafiła przegrywać.

– Cudne groźby, ale na mnie nie robią żadnego wrażenia. Bywaj – i odwróciła się tyłem.

Ta widoczna zniewaga rozwścieczyła Vegetę, który wyszedł, trzaskając drzwiami i rozbijając przy okazji pokaźnych rozmiarów wazon.

Chwilę później wybiegła za nim Bulma, przeskakując nad wyrwanym wejściem do salonu.

– Ty idioto! Specjalnie wyważyłeś te drzwi!

– Miałem taki kaprys.

– Dobrze! Niech będzie! Zostaniesz sobie ojcem na przyjęciu, skoro odrzuciłeś kandydaturę Goku! Jutro o szesnastej! Nie spóźnij się!

I pobiegła dalej.

Weszła do pokoju Trunksa, wzdychając głęboko. Wyregulowała oddech, kręcąc z niedowierzaniem głową. Poszło trudniej niż sądziła, ale jednak… chyba coś z tego będzie, prawda?

 

***


– Cześć – Kuririn obrzucił bacznym spojrzeniem korytarz. – Jest ktoś oprócz mnie?

– Tylko Gohan, bo Chi-chi jest u lekarza – odpowiedziała Bulma, gestem zapraszając swojego przyjaciela do środka.

– Co jej się stało? Chyba nic poważnego?

– To są badania kontrolne. Jest w ciąży, nie wiedziałeś?

– COOO???!!!

– Co się tak wydzierasz? – Bulma groźnie ściągnęła brwi.

– Nic, jakaś dziwna moda tu panuje… Ale skoro Goku jest tak niewyobrażalnie silny, a Gohan już w wieku dwunastu lat go przegonił, no to pomyśl sobie, co będzie z kolejnym synem…

– Czemu sądzisz, że będzie to syn?

– Co? A… w sumie… nie wiem, nie pomyślałem o dziewczynce.

– My to niby gorsze jesteśmy?

– Nie patrz tak na mnie, Bulma! Nie to chciałem powiedzieć… no… ten… jak dla mnie, to ciebie i Chi-Chi wszyscy Saiyanie się boją.

– Chyba tylko ty i Kakarotto – rozległ się głos Vegety. Kuririn podskoczył, rozglądając się z wyraźnym przerażeniem.

– Wejdź – zaproponowała Bulma, nie zwracając uwagi na opartego o framugę Vegetę.

– Cześć, Kuririnie! – zawołał wesoło Gohan.

– Witaj – Kuririn uśmiechnął się, czując pewniej w obecności syna Goku. – Jak się czujesz, bohaterze? – i wyszczerzył do niego zęby.

– Całkiem dobrze, dziękuję – odpowiedział grzecznie chłopiec.

– Eee… Gohan, Vegeta też będzie brał w tym udział? – wyszeptał Kuririn.

– A dlaczego nie? – zapytała głośno Bulma.

– Nic, nic. Gohana pytałem… tak tylko… – Kuririn strapił się trochę i udał, że nie widzi wzroku Księcia Saiyan.

– Kretyn – prychnął Vegeta, siadając w końcu przy stole. – Za ile ten obiad?

– Za ile, za ile – warknęła zirytowana Bulma. – A C18 nie przyjdzie? – zwróciła się do Kuririna.

– Am… no, jakoś się wymigała, ale skąd wiesz, że…

– Na kogo jeszcze czekamy? – przerwał Vegeta.

– Na Yamchę i moich rodziców – wyjaśniła Bulma. – O wilku mowa.

Kiedy skończyła wymieniać gości, do salonu wszedł dr Briefs wraz z wiecznie uśmiechniętą małżonką.

– Witamy – przywitali się zgodnie.

– A gdzie Trunks? – zapytała od razu Mrs Briefs.

– Właśnie po niego idę, bo Yamcha się spóźnia – odparła Bulma. – Zaczniemy bez niego.

– Ojej! A ja przyszłam tutaj, aby zobaczyć walkę swoich rywali…! – Mrs Briefs zasmuciła się na pięć sekund.

– Jaką walkę? – nie wytrzymał Kuririn.

– A Yamcha nie miał przypadkiem bić się z Vegetą o względy Bulmy?

– Nie ten wiek, kochanie – przypomniał jej uprzejmie mąż.

Bulma sarknęła i wyszła, żeby wrócić po chwili z Trunksem na rękach. Chłopiec zaczął obserwować uważnie gości.

– To co, zaczynamy? – zapytała Bulma. – Wstańcie.

Wszyscy uczynili co powiedziała oprócz jednej osoby. Oczywistym jest, że był to Vegeta.

– Specjalne zaproszenie dla księcia?

– Wystarczy, że dasz mi spokój na miesiąc.

– Chciałoby się, to ty codziennie mnie budzisz w sypialni! Ciekawe po co!

Kuririn automatycznie spuścił wzrok i zaczerwieniony nie podnosił głowy. Dr Briefs chrząknął. Gohan nie zrozumiał, albo było to dla niego naturalne, skoro ma się za ojca Goku… Vegeta wyglądał na wściekłego, ale Bulma nie była ani trochę zażenowana. Atmosferę rozładowała Mrs Briefs, która zaczęła się śmiać i powiedziała:

– Prawdziwy mężczyzna! Nie to co Yamcha, który Bulmy do łóżka u nas nie zaciągnął…!

– Trudno się dziwić – mruknął Vegeta, a na jego twarzy pojawił się cień triumfu, co rozluźniło Kuririna.

– A co ja jestem, jakaś zdobycz? – Bulma posłała im groźne spojrzenie. – Zamknijcie się wszyscy, musimy odprawić ceremonię.

Vegeta jednak wstał, a wtedy Bulma powiedziała, przesadnie patetycznie recytując i unosząc chłopca nad stołem:

– Oto chrzczę cię, dziecię moje, synu księcia Vegety i genialnej Bulmy Briefs, abyś w przyszłości wyrósł na pięknego i mądrego młodzieńca, gdyż imię twoje brzmi Trunks.

Vegeta prychnął. Bulma udała, że go tutaj nie ma i zwróciła się do Kuririna:

– Ochlap go wodą, ale nie za mono. Na główkę.

– Co?

– Tutaj jest woda, w tej srebrzystej misie.

– No dobra, dobra… – i przyjaciel Goku zanurzył opuszki palców w wodzie i przyłożył do czoła lekko naburmuszonego chłopca, niezbyt chętnego do tego, aby ktokolwiek zmoczył mu skórę.

Co za cyrk – nie mógł powstrzymać się Vegeta, uśmiechając złośliwie.

– A teraz dary – zakomenderowała Bulma. – Ja daję mu wrodzoną inteligencję.

– Bajki ci się pomieszały – rzekł Kuririn. – To w „Śpiącej Królewnie” wróżki dawały…

– Zamknij się! I wymyśl lepiej ten dar, bo jak nie, to ci przyłożę!

– No to… będzie pięknie… znaczy, życzę mu, żeby był piękny…

– Oczywiście, że będzie piękny! Co ty sobie myślisz? Jest moim synem… no i Vegety.

 „Jeju… co powiem, to źle” – pomyślał Kuririn.

– A ja mu życzę, żeby był dobry – dodał Gohan.

– I żeby w łóżku był dobry – wtrąciła Mrs Briefs. Bulma zacisnęła zęby, ale nie skomentowała. Odkąd Vegeta z nimi zamieszkał, jej matce ostatnio wszystko kojarzyło się tylko z jednym.

– To ja mu życzę szczęścia w życiu – powiedział dr Briefs.

– A ty Vegeta nie masz zamiaru się odezwać?

– Nie.

– Można wiedzieć czemu? – Widać było, że Bulma jest wściekła.

– Bo mi się od początku nie chciało brać udziału w tym idiotyzmie.

– Mamo, potrzymaj Trunksa – i Bulma wcisnęła blondynce dziecko do rąk. – Przyszedłeś tu tylko na jedzenie, tak? – spojrzała mu w oczy.

– Tak – odparł wyniośle Vegeta.

– No to proszę cię bardzo – i zanim do wszystkich dotarło, co się stało, na twarzy Vegety wylądowało kremowe ciasto.

Cała sala zamarła w oczekiwaniu na dramat, który miał nastąpić.

A jednak nie!

Goku skontaktował się z nimi poprzez Kaito i powiedział:

– Spokojnie! Nie marnujcie jedzenia!

Wtem wszedł Yamcha.

– Co się dzieje? Vegeta, co ty masz na twarzy…?

Ale Bulma i w niego rzuciła. Uchylił się sprytnie przed jej rzutem, ale przed Vegety już nie zdążył.

– Zabawa! – krzyknął ku ogólnemu zdumieniu… dr Briefs! I cisnął półmiskiem z owocami w Kuririna, który zatrzymał go ręką.

– Ej, co to ma być?! – zdenerwował się Yamcha, stojąc przy drzwiach oblany sosem. – To nowy garnitur!

– I co z tego, pajacu? – Vegeta starł już twarzy śmietankę. – Lepiej tu podejdź, bo inaczej oberwiesz.

– Bulma! On mi grozi!

– I co z tego? Obaj jesteście siebie warci!

– Chyba śnisz, ten pajac nie dorasta mi nawet do pięt!

– Zachowujecie się jak dwa palanty! – podsumowała Bulma.

Vegeta spojrzał na Yamchę i zapytał:

– Nowe ubranie? – po czym posłał w jego stronę ogromny, porcelanowy dzbanek, wylewając zawartość na czarne, postawione na żel włosy uciekającego Yamchy.

– Zadowolony jesteś?! – wrzasnęła na Vegetę Bulma. – Pokazałeś, że jesteś taki sam, jak on!

– Nie kłóćcie się – spróbował uspokoić ich Goku.

– Zamknij się, Kakarotto!

– To ja jestem lepszy, Bulma! – wtrącił się nagle Yamcha. – Ja mu nic nie zrobiłem, a ten…

Vegeta posłał prosto w twarz Yamchy pocisk KI.

– Ech, chłopaki, naprawdę… – próbował jeszcze Goku.

I wtedy Trunks rozpłakał się.

– Eee… chyba już pójdę – oznajmił Kuririn.

– Świetnie! – Bulma wzięła od matki płaczącego Trunksa. – Koniec chrzcin! Rozejść się, kretyni!

– No to dobrze, jedzenia tylko nie marnujcie – upomniał ich Goku po raz kolejny.

Bulma spojrzała na jego syna i powiedziała:

– A, Gohan, weź proszę lewą część stołu i zanieś mi na górę do pokoju Trunksa, chodź ze mną.

– Dobrze. – Gohan uśmiechnął się kącikiem ust, patrząc na zirytowanego Vegetę i obrażonego Yamchę.

Kiedy weszli po schodach, Bulma powiedziała:

– Zjemy tutaj, razem, tylko zawołaj Kuririna, bo chyba gdzieś odleciał, prawda? Widzisz, jak to jest z tymi mężczyznami…

Gohan kiwnął głową.

Faktycznie, na dole siedziała już tylko Mrs Briefs, zawodząc wniebogłosy:

– To wszystko przez to, że jestem taka wspaniała – zachlipała. – I po co mi ta uroda?

 

Oryginał

__________________

 

(opublikowano 12 kwietnia 2009) 


Obecna przemowa: 

O rany, ale to durne... Oryginalnie stanowiło to jeden z odcinków bloga, ale to, co tu się dzieje, jednak nie nadaje się do opowiadania. :D

 

 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

O mnie

Moje zdjęcie
Szalona i pełna energii. Uwielbiam Dragon Balla. Spełniona żona i mama.

Archiwum bloga

Szukaj na tym blogu