Walka na słowa


– No wiesz…! – wykrzyknęła zbulwersowana Bulma.

–Wiem – przytaknął spokojnie Saiyanin, nie odrywając wzroku od miski z jedzeniem.

– To jest… chore.

– Normalne.

– Bo ty jesteś nienormalny.

– Hmpf! Odezwała się…

– Jeszcze raz usłyszę taką aluzję, a wcale nie zrobię ci tych chorych ulepszeń.

– To nie rób.

– Jesteś… impertynenckim głupkiem.

Vegeta nie odpowiedział.

– A, jasne – Bulma uśmiechnęła się. – Zapomniałam.

– O czym? – Vegeta spojrzał na nią znad swojego pustego talerza, nakładając sobie kolejnego kurczaka.

– Ze mną nikt nie wygra.

Wojownik zmrużył oczy.

– Zawsze byłam najlepsza w wymyślaniu odpowiednich tyrek – kontynuowała Bulma, nie zwracając uwagi na groźną minę Vegety.

Tyrek? – powtórzył Vegeta zbity z pantałyku. – Co to są tyrki?

– No, jak się ludzie tyrają… – próbowała wytłumaczyć Bulma, ale Vegeta jej przerwał.

– Tyrać, to znaczy pracować – wtrącił.

– Tak, ale to ma dwa zastosowania… widzisz, tyrki pochodzą ze slangu młodzieżowego.

– To znaczy?

– Ich własna gwara, rozumiesz. Na rodziców mówią „starzy”, na kolegów „kumple”, zaś na pieniądze „kasa”. To od młodzieży pochodzą te wszystkie słowa…

Vegeta skrzywił wargi w pogardliwym uśmieszku, choć dokładnie nie wiadomo, o co mu chodziło.

– A ja zawsze byłam najlepsza w wymyślaniu takich tekstów – nawiązała do poprzedniego tematu Bulma.

– Więc już nie jesteś – oznajmił z pewnym siebie wyrazem twarzy Vegeta.

– Chyba nie chcesz mi powiedzieć, że jesteś ode mnie lepszy?

– Ja JESTEM lepszy – zaznaczył Vegeta.

– Udowodnij.

– Nie muszę nic nikomu udowadniać, śpieszę się na trening.

– Tak myślałam… – mruknęła Bulma. – Mocny w gębie, czyli typowy facet.

– Co powiedziałaś? – Vegeta wstał od stołu. Wszystkie naczynia były już puste. – Nazywasz mnie tchórzem?

– Nie – Bulma również wstała, co było dla niej niezłym rozwiązaniem, ze względu na podobny wzrost. – Rzucam ci jednak wyzwanie.

– Wyzwanie?

– Tak. Dziś o osiemnastej w salonie – uściśliła Bulma. – Wygrany będzie mógł dać przegranej osobie zadanie do wykonania.  

– To znaczy? – Vegeta uniósł brwi, węsząc w powietrzu jakąś intrygę.

– Jeśli wygrasz, możesz domagać się jakichś ulepszeń w sali treningowej.

– A ty? – Vegeta nie chciał tak szybko odpuścić.

– Ja? Hm… jeszcze nie wiem – Bulma okręciła kosmyk włosów na palcu.

– Kto będzie sędzią? – drążył dalej Vegeta; najwidoczniej przyjmował wszystko na poważnie.

– Zobaczysz – zagadkowy uśmiech pojawił się na ustach Bulmy. – A teraz ostatnia rzecz. Kto nie przyjdzie, przegra walkowerem i tym samym zostanie tchórzem. A więc… do zobaczenia – i podeszła do niego, całując w usta. Ręce Vegety automatycznie zawędrowały pod jej bluzkę.

Bulma tylko zaśmiała się i przerwała pocałunek.

– Ciao – wyszeptała zmysłowo wprost do jego ucha. – Jak wygrasz w tej walce… to zrobisz ze mną, co tylko będziesz chciał. 

 


Odsunęła się i wyszła z kuchni.

 Złapał haczyk – pomyślała rozentuzjazmowana Bulma. – Wszystko idzie zgodnie z planem…

Zapowiadała się niezwykła walka – walka na słowa.

 

***
  

Vegeta nie mógł wyjść ze zdumienia. Salon zmienił się nie do poznania. Znikły wszystkie meble i szafki. Pod przeciwległą ścianą ustawiony był podłużny stół z trzema miejscami. Białe firany zostały zastąpione czarnymi roletami. W dwóch rogach pokoju stały dziwaczne kabiny. Zaś z sufitu zwisała, olbrzymich rozmiarów, czarna kartka. Vegeta przeczytał jej treść i przyjrzał się rysunkowi poniżej.

– Co tak stoisz na środku? – Do salonu weszła Bulma.

– Czy ty sobie… kpisz? – zapytał Vegeta, ponieważ nic innego nie przychodziło mu do głowy.

– Och, przygotuj się. Komisja powinna lada chwila przyjść, lepiej, żeby nie zobaczyli twojej miny. Tam jest twoja kabina.

– Nieokiełznany Wilk?

– A ja jestem Niebieskim Smokiem. Fajne nazwy, nie?

Vegeta nie skomentował. Powlókł się tylko w stronę swojej „bazy”.

Najgorsze w tym wszystkim było to, że nie mógł zrezygnować, bo inaczej zostałby nazwany tchórzem. I po się zgodził? Nie miał pojęcia.

 

            ***

           

Trzy szare postacie siedziały już za stołem, a ich twarze ani razu nie drgnęły. Przez dziesięć minut panowała absolutna cisza. Vegeta zastanawiał się, po co ta cała komedia.

– Przeczytamy wam regulamin – powiedział dziwaczny potwór siedzący po lewej stronie. A raczej… człowiek. To z pewnością byli ludzie, ale sprytnie zamaskowani. Vegeta zapragnął poznać ich twarze, ale postanowił załatwić to na końcu. – Po pierwsze, nie używamy przekleństw. Po drugie, nie wolno wychodzić z kabin i grozić drugiej osobie, ani wdawać się w dyskusje z jury. Aha, grozić jury także nie wolno. Po trzecie – czytał swoim zdeformowanym głosem Lewy – nie można namyślać się nad kontratakiem dłużej niż minutę.

– Mamy nadzieję, że zrozumieliście. – Prawy zatarł ręce. – A więc zaczynamy bitwę na słowa.

– Smoki mają pierwszeństwo – dodał niechętnie Środkowy. – Niebieski Smoku… zaczynasz.

– Impertynencki głupek – powtórzyła swoje poranne słowa Bulma.

– Zidiociała kretynka – odparował Wilk.

– Prostak – odbiła pałeczkę Smoczyca.

– Tchórz – sarknął Wilk.

– Gówniarz – odparła godnie Smoczyca.

– Irytująca Ziemianka – powiedział zgodnie z prawdą Wilk.

– Gburowaty Obżartuch – odwdzięczyła się tym samym Smoczyca.

I tak się zaczęło.

Bulma waliła prosto z mostu, zaś uwagi Vegety były bardziej wysublimowane. Nie używał zbyt prostych słów, czasem nawet nie miała pojęcia, co do niej mówi.

– Nieczuły facet.

– Absencyjna kobieta.

– Nie znający się na żartach…

– Admirująca mięczaka Yamchę.

– Co? – wypaliła Bulma. – Co to ma znaczyć?

– Nie wolno pytać w trakcie walki – upomniał Lewy. – Minus dziesięć punktów.

Bulma przygryzła wargi, na powrót zamieniając się w Niebieską Smoczycę. Postanowiła sprowokować Vegetę, żeby też stracił nad sobą panowanie.

– Słabszy od Goku.

– Najsłabsza istota na Ziemi.

– Narcyz – palnęła Smoczyca, zirytowana, że Vegeta nie dał się podejść.

– Afektowana.

            „Coś z nim nie tak… jakich on słów używa? – pomyślała Bulma. – No, zobaczymy, co powie na to…”

– Aintelektualny agapant.

W odpowiedzi Wilk tylko prychnął.

– Posiadająca wysoki stopień algezji.

– Alasz – zripostowała Bulma, mając nadzieję, że nikt nie zna tego słowa i nie domyśli się jego znaczenia, bo kompletnie nie pasowało.

– Bez ambicji.

– Nie będący altruistą.

           – O przeciętnej aparycji.

– Ampla jesteś i tyle.

– O apokryficznej figurze.

            „I co to niby znaczy?” – wściekała się w myślach Bulma, rzucając nieznanymi andronami.

– Arywista – wyrzuciła w końcu z siebie Bulma, przynajmniej to jedno było sensowne.

– Apoteozująca się.

– Azalia.

– Koniec rundy pierwszej – zarządził po dwudziestu minutach Lewy. – Przeciwnicy mogą teraz odpocząć i wzajemnie sobie podyskutować, a szanowne jury idzie na przerwę.

Kiedy ostatni, najgrubszy członek komisji wyszedł z salonu, Vegeta zapytał:

– Co to znaczy: „azalia”?1

– Azalia, mówisz… no… – zaczęła plątać Bulma, starając się wymyślić coś na poczekaniu. – Jak to wyjaśnić… hm… bo to znaczy, że ktoś jest niewychowany.

– W takim razie dlaczego nie powiedziałaś „azalian”, tylko „azalia”?

– To się nie odmienia – skłamała gładko Bulma. – Ale ja też mam pytanie. Co to znaczy, że mam apokryficzną figurę?

– Wątpliwą.

– Co?

– Nie wiadomo, czy naprawdę jest twoja.

– Głupiec z ciebie! – zdenerwowała się Bulma. – A aparycja? Co to jest?

– Wygląd zewnętrzny.

Bulma prychnęła i złożyła ręce na klatce piersiowej. 

– W każdym razie druga runda z pewnością będzie ciekawsza – zapewniła.  

– To znaczy?  

Za odpowiedź musiał mu wystarczyć tajemniczy uśmiech Bulmy.

 

***

                       

– Rozpoczynam drugą rundę – zakomunikował Lewy. – Różni się ona od poprzedniej tym, że zamiast obelg należy prawić dusery. Zaczynajcie.

 „CO…?!” – przemknęło Vegecie przez myśl, ale Niebieski Smok już zaczął.

– Niezwykle męski.

Myśli Wilka pędziły jak oszalałe – przez chwilę nie był w stanie nic z siebie wykrztusić. Nie potrafił odpowiedzieć błyskawicznie, bo… nigdy, ale to PRZENIGDY nie sprawił nikomu komplementu! Sfrustrowany poczuł, jak jego pewność siebie zostaje przebita cienką szpilką.

Saiyanin i miłe słówka?

 

???

!!!

 

To nie mogło dziać się naprawdę! To jakieś… kpiny!

Skonfundowany zerknął na maleńki zegar pokazujący czas, jaki pozostał do końca jego kolejki. Niepokój wzrósł – dziewiętnaście sekund.

I wtedy to do niego dotarło – przejmował się. Pokręcił głową, jakby nie dowierzając sobie samemu. Nadal oszołomiony spojrzał na wskazówki zegara.

Dziewięć sekund.

On nie może się poddać…

Osiem sekund.

Ma prawić komplementy Bulmie…?

Siedem sekund.

Przecież milczenie oznacza porażkę…!

Sześć sekund.

Tu są ludzie!

Pięć sekund.

Skąd pewność, że pod tym zielonym kostiumem…

Cztery sekundy.

…nie czai się Kakarotto…

Trzy sekundy.

…pragnący go zdemaskować…?

Dwie sekundy.

Vegeta nigdy jeszcze nie przegrał w grze słownej!

Sekunda.

 

– Piękna – wydobyło się z gardła Wilka pierwsze, co przyszło mu do głowy.

– Odważny.     

Vegeta zawahał się. Ale przecież teraz nie może się wycofać…

– Inteligentna.

– Bystry.

– Smukła.

– Przystojny.

– Mądra.

– Silny.

– Opiekuńcza.

– Zwinny.

– Uwodzicielska.

– Pociągający.

– Atrakcyjna.

I w końcu stało się. Vegeta najzwyczajniej w świecie nie pamiętał większej liczby pochwał. Wolał obrażać, nie schlebiać.

Milczał więc.

Sędziowie upomnieli go, że następnym razem walka się zakończy i na konto Smoczycy wpłynie dodatkowe dziesięć punktów, ale on naprawdę nie miał więcej pomysłów.

           

            ***

           

Idą tu ci sędziowie? – zapytał poirytowany Saiyanin. – Ile oni mają zamiar ustalać werdykt?

Zaraz wracam – rzekła Bulma, wychodząc z pokoju.

Wróciła po zaledwie pięciu minutach.

Wręczyli mi kartkę z punktacją i pożegnali się – oświadczyła Bulma.

Vegeta zgrzytnął ze złości zębami. Nici z jego sprawdzenia, kim byli ci głupi sędziowie!

Wygrałem? – pochylił się nad białym arkuszem.

Remis – Bulma uśmiechnęła się. – Straciłam trochę punktów w związku z używaniem wyrazów nie pasujących do okoliczności. Ale za to zyskałam okrągłą dziesiątkę na końcu.

Hmpf! – Vegeta odsunął się. – W każdym razie wygrałem pierwszą część.

Niech ci już będzie, przystojniaku… za samo nazwanie mnie smukłą otrzymujesz ode mnie maksymalną ilość punków.  Słowa potrafią nie tylko ranić, ale mogą sprawić, że ktoś poczuje się dowartościowany.

I co z tego?

Taki morał… na zakończenie.

Zakończenie? Czego niby?

No… rozdziału.

Jakiego znowu rozdziału?

Tak sobie pomyślałam, że wyślę w przyszłość jednego z moich duchów. One… znaczy… duchy naprawdę istnieją. Ale nie są widoczne w tym wymiarze. Jeden z nich bardzo często za nami chodzi. Raz jest ze mną, a raz z tobą.

Oszalałaś? – zapytał z uniesionymi brwiami Vegeta. Na jego twarzy na przemian gościło zniesmaczenie, niedowierzanie i zirytowanie.

Widzisz, każdy Ziemianin ma swojego ducha. A ty… nie jesteś stąd. Dlatego też tak długo jak przebywasz w moim domu, on nad tobą czuwa. Postanowiłam jednak wysłać go w przyszłość… odległą przyszłość. Może natrafi na kogoś, kto będzie ciekawy usłyszenia naszej historii? – Bulma milczała przez chwilę. – W każdym razie… nazwę go Wena. A tego, kto opisze nasze opowiadanie – Sylwek. Co o tym myślisz?

           – Do reszty ci odbiło.

 

___________

(Opublikowano 27 grudnia 2008)

 

1.     Azalia – roślina ozdobna. :D

 

            Dawna przemowa: 

            Kochani moi czytelnicy!   Dziękuję.
            Dziękuję za liczne komentarze i ciekawe spostrzeżenia.
            Dziękuję, że byliście zachwyceni.
            Dziękuję za Wasze szczere opinie oraz za to, że nie wahaliście się powiedzieć, co nie przypadło Wam do gustu.
            Dziękuję za to, że mnie wspieracie. 

          A najbardziej za to, że jesteście ze mną. I ja to czuję. Dzisiejszą notkę zadedykuję w całości mojej małej siostrzyczce, która dwudziestego pierwszego grudnia skończyła 18 lat. Życzenia składałam jej już trzy razy, a na dzisiejszej imprezce złożę po raz kolejny, więc na blogu to pominę.
Moniara, kocham Cię ;*

Moi kochani czytelnicy! Kolejny raz dziękuję Wam za to, że jesteście. Dziś jednak specjalne podziękowania dla moich najwspanialszych na świecie kuzynów (Adriana i Marcina). I oczywiście obowiązkowo dla moich najukochańszych Seniorków (Ani i Izuni) oraz Małpioszków (Agusi i Agusi).

Rozczulam się… ^^

Wyrazy Vegety dla tych bardziej wykształconych (czyli nie dla mnie xd). Pozostałym proponuję słownik.

 

Obecna przemowa:  

Dawniej były to trzy rozdziały, ale uznałam, że są zbyt dziwne, połączyłam w całość i dodałam jako bonus.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

O mnie

Moje zdjęcie
Szalona i pełna energii. Uwielbiam Dragon Balla. Spełniona żona i mama.

Archiwum bloga

Szukaj na tym blogu