Warto zostać


            Już osiemnasta?

            Nikt nie był zadowolony ze zmiany pogody. Niespodziewanie spadł deszcz, uniemożliwiając Briefsom planowane wyjście na spacer. Oczywiście Vegeta nigdy nie był za wszelkiego typu „rodzinnymi wycieczkami”, więc posłał swojej żonie usatysfakcjonowany uśmieszek pełen wyższości. Jeszcze kilkanaście minut temu wyraził swoje zdanie na temat tego absurdalnego pomysłu. A jednak dzieciaki musiały go przekonywać.

            Chyba był zbyt miękki, ale odkąd Trunks osiągnął drugi poziom… Ciężko przyznać się do tego uczucia dumy, prawda? Była jeszcze Bra, razem z tym swoim przesłodzonym zachowaniem. Czasami nie rozumiał jak można płakać w taki sposób, aby po chwili uśmiechać się „od ucha do ucha”. Tak przynajmniej określała to Bulma. Ich córka mogła w nieskończoność miętolić bluzkę Vegety, prosząc go o wszystko, co tylko przyszło jej na myśl.

            – Tatusiu, chodźmy na plac zabaw.  

            – Tatusiu, zróbmy zamek z piasku.

            – Tatusiu, pojedźmy na Dziki Zachód.

            Vegeta podejrzewał, że jego żona miała w tym swój udział. Nigdy nie zauważył, żeby rozmawiały na ten temat, a jednak to dziwaczne zachowanie wcale nie wydawało mu się naturalne.

            Teraz Bra skończyła sześć lat i próbowała zachowywać powagę. Przynajmniej nie śliniła mu stroju treningowego.

            – To wina taty – uznała oskarżycielskim tonem. Wskazała na Vegetę palcem. – On zmienił pogodę.

            – Z pewnością – odparł ironicznie Saiyanin.

            – To przyznanie się do winy – oznajmiła przejęta dziewczynka.

            Trunks parsknął. Nie wyobrażał sobie codzienności bez młodszej siostry. Owszem, była upierdliwa i drażliwa. Ciągle wymuszała płacz i marudziła mu godzinami, aby się z nią pobawił. Ale potrafiła niesamowicie rozładować napiętą sytuację w domu. Była bardziej bezpośrednia i momentami wprowadzała ojca w zakłopotanie. Nie miał pojęcia, co zrobić, kiedy wyła wniebogłosy, dławiła się od tego płaczu i wykrzywiała usteczka w podkówkę. Przecież nie powie jej „bądź mężczyzną”.

            – Idę trenować – poinformował ich wojownik, o którego zmieszaniu przed chwilą opowiadaliśmy. Teraz należy zwrócić uwagę na dystans, jaki oddzielał go od całego świata. Nietowarzyskie usposobienie nie zjednywało mu przyjaciół. Nawet ich nie szukał, nie licząc pewnego Kakarotto, który potrafił przychodzić w najmniej odpowiednim momencie.

            Sam Vegeta natomiast czasami dziwił się, że żył tutaj, w domu Bulmy. A do tego miał dwójkę dzieci. On. Dumny książę Saiyan. Tak, ten sam, co nie posiadał sumienia ani litości. O sercu nie wspomnę. Widocznie istnieją sytuacje, które zmieniają duszę. Nasz bohater miał to szczęście i dostał od losu szansę na życie.

            – Daj spokój – zatrzymała go Bulma. Ta sama rozpieszczona bogaczka. Zawsze niezależna i łaknąca przygód. Takich, które są przyjemne i bezpieczne. Zazwyczaj były upiorne. Ale to nic. Kochała wolność. Dzieci? Nie, nie. No chyba że narzeczony będzie koniecznie chciał. To wtedy sam je wychowa. Ona się zajmować nie będzie. Przypadki lubią mieszać. Przeznaczenie nieustannie kpi z ludzi. Zakpiło też z Bulmy. – Zróbcie choć raz przerwę w treningach. Lody możemy zjeść w domu. Mam jakieś w zamrażalniku.

            Vegeta wzruszył ramionami. Och, jak często robił to w młodości! Kiedy chciał zirytować Bulmę, nie odzywał się do niej i po każdym pytaniu tylko wzruszał ramionami. Wtedy na niego wrzeszczała. Nie krzyczała, to ważne. Po prostu wrzeszczała. Najczęściej były to zwykłe wyzwiska w stylu „idioto! kretynie!”, czasami twierdziła „nienawidzę cię!”, a potem wybiegała wściekła na cały świat. Bawiła go ta złość. Wtedy te niebieskie oczy płonęły żywym ogniem. Po takich awanturach, a często nawet w trakcie, całował ją i nie zwracał uwagi na protesty.

            – Ty mnie nie słuchasz, lekceważysz i nie mam zamiaru iść z tobą do łóżka…!

            Ale i tak szła. Czarne oczy nie oczekiwały. One żądały.

            – Możemy pograć w Scrabble – zaproponowała Bulma. – Co wy na to?

            – Nic głupszego nie wymyśliłaś? – zapytał Vegeta.

            – Co ci nie pasuje? To bardzo dobra gra, Bra poćwiczy zasób słów.

            – Nie chcę ćwiczyć tego zasobu – zaoponowała natychmiast córka. Wszelkie ćwiczenia kojarzyły się jej ze szkołą. A w szkole najlepsze były zabawy na przerwach.

            – Widzisz? – Na ustach Vegety zakwitł triumfujący uśmiech.

            – Wolę ciuciubabkę – oświadczyła Bra, co zmyło uśmieszek księcia. Już raz widział swoje dzieci w tej zabawie.

            – Ja i tak nie mogę – przerwał chwilowe milczenie Trunks. – Jak zobaczyłem, że pada, to uznałem, że odwołamy wyjście i już się z kimś umówiłem. – Oczywiście była to wymówka, bo już wcześniej miał zaplanowane spotkanie, ale i tak czekał z tym do ostatniej chwili.

            – Z kim? – zapytała od razu jego matka.

            – Z Naną.

            – To ta blondynka?

            – Mniej więcej.

            – To znaczy?

            – Blondynka, ale nie ta, o której myślisz.

            Bulma przewróciła oczami. Jej syn skończył już piętnaście lat, był przystojnym, wspaniałym człowiekiem o ogromnym potencjale i niesamowitych zdolnościach. Ach, tak… Oprócz tego zainicjował większość głupich żartów w szkole i gdyby nie znajomości oraz wrodzony talent do przekonywania, zostałby wyrzucony. Szczególnie za ten alkohol na wycieczce klasowej. Ale przecież to nie mogła być jego wina. Bulma nie wierzyła tej wytapetowanej wychowawczyni. Nic nie widziała, a oskarżała. Nie miała dzieci, więc pewnie ich nie rozumiała. Trunks to cudowny chłopak, naprawdę. Trochę broi… Taki już wiek.

            – A co z nauką? – zapytała spokojnie.

            – Co ma być? – Tak, Trunks wzruszył ramionami w taki sam sposób, jak robił to jego ojciec. – Całkiem nieźle.

            – Oj, dobrze, nie będę cię dłużej męczyć tym przesłuchaniem. – Bulma najwyraźniej wyczuła, że chłopak coś przed nią ukrywa. Nie chciał jednak o tym gadać. – O której wrócisz?

            Trunks chrząknął.

            – Jutro.

            – Co? Nie. – Bulma pokręciła głową na znak, że powinien o tym zapomnieć. Jej mina sugerowała stanowczy sprzeciw. – Jesteś zbyt młody, a ja nic nie wiem o tej dziewczynie.

            – Mamo, to tylko koleżanka… – próbował tłumaczyć Trunks.

            – To tylko koleżanka – powtórzyła, nie wiadomo dlaczego, Bra.

            – Ja już wiem, co się robi z „koleżankami”. Wrócisz przed północą.

            – Jakbym chciał, to wyrobiłbym się w pół godziny.

            – Nie wątpię. – Bulma wytrzymała spojrzenie syna. Czyż te niebieskie oczy nie wyglądały jak czarne? Czy nie były tak samo chłodne? Tak samo pewne zwycięstwa?

            – Mama nie wątpi – ponownie próbowała zwrócić na siebie uwagę Bra. Bezskutecznie.

            – Więc co zrobisz? – spróbował Trunks, nawet nie mrugnąwszy.

            – Już wyraziłam swoje zdanie – odpowiedziała bez nerwów Bulma.

            – Co za idiotyzm – prychnął Vegeta. – Niech idzie na noc, skoro chce.

            W niebieskich oczach Trunksa zalśniło zainteresowanie. Spojrzał na ojca.

            – Vegeta, nie ty o tym decydujesz! Przestań znowu namawiać go do zła. On ma tylko piętnaście lat!

            – Jest dorosły – odrzekł niedbale książę Saiyan. – Jak dla mnie może iść. Gdyby chciał cokolwiek zrobić, ma na to kilka godzin.

            – Ty nie rozumiesz jak to jest wśród młodzieży – zirytowała się Bulma. – Takie rzeczy najczęściej zdarzają się na imprezach, kiedy młodzi wiedzą, że nie muszą wracać na noc do domu. Wtedy można więcej wypić, poszaleć… Ja nie mam zamiaru przyjmować pod dach jakiejś nastoletniej matki.

            – Jakiej znowu matki – mruknął Trunks, kręcąc z politowaniem głową.

            – Dramatyzujesz – stwierdził Vegeta.

            – A dramat to jest coś smutnego – dodała jeszcze Bra.

            – Trunks wie, co go czeka, jeżeli odpowiednio się nie upilnuje – dokończył Saiyanin. – Prawda?

            Wymienił z synem spojrzenia i było już oczywiste, że chłopak nie miał zamiaru zawieść oczekiwań. Takie spojrzenie zawsze powodowało dziwny, nieokreślony lęk.

 

***

 

            Siedzieli na kanapie zajadając lody czekoladowe. Bra, będąca pośrodku, postanowiła przeprowadzić wśród rodziców sprytny wywiad i zadawać im podchwytliwe pytania.

            – Czy Trunks weźmie ślub?

            – Kiedyś pewnie tak.

            – A tata co o tym myśli?

            – Nic – odparł Vegeta, zajęty sporą porcją deseru polanego likierem czekoladowym.

            – A jak ja będę mieć ślub? – Bra dostała polewę truskawkową i właśnie rozgrzebywała ją łyżeczką.

            – Nieszczęścia kiedyś się zdarzają – stwierdził z poważną miną wojownik.

            – Tata nie chce widzieć mojego ślubu z sukienką? – Bra spuściła oczy, przygryzając wargi.

            – Z pewnością chce widzieć, ale jest zazdrosny o twojego ukochanego – dopowiedziała Bulma, mrugając do córki.

            Vegeta tylko prychnął.

            – A może wezmę ślub z tatą? – Wpadła na wspaniały pomysł Bra.

            – Już biegnę na ceremonię – zironizował Vegeta.

            – A co to ceremonia?

            – Nie zadawaj tyle pytań – próbował uciszyć ją ojciec.

            – Tatuś nie chce wziąć ze mną ślubu…! – zaszlochała dziewczynka. Lody nagle straciły smak.

            Vegeta tylko przewrócił oczami. Wiedział, co zaraz nastąpi. I nie mylił się. Cichy płacz wypełnił pomieszczenie, zagłuszając bajkę z telewizora. Bra odłożyła swój deser na stół i zaczęła wymuszać płacz.

            – Ty ją tego nauczyłaś – oznajmił beznamiętnie Vegeta, zwracając się do swojej żony.

            – Kochanie… – Bulma westchnęła, głaszcząc córkę po zarumienionym policzku. – Nie można ciągle płakać. Czy ja płaczę? Albo Trunks? Tata czasami, ale…

            – Tata płacze? – zainteresowała się Bra, zapominając o smutku.

            – Nie – warknął ostrzej niż zamierzał Vegeta. Bywały chwile, że miał dość tej rodzinnej szopki.

            – Tatoooo. – Dziewczynka przytuliła się do ramienia wojownika. – Ty jesteś… za tajemniczy.

            – Jest już zmęczona – wyjaśniła zachowanie dziecka Bulma. – Dlatego tak kaprysi i wymyśla.

            – Wymyślam… ślub… z tatą… – mruczała cicho Bra z zamkniętymi oczami.

            Vegeta nie czuł się zbyt komfortowo. Drobne rączki oplotły go w pasie. Mała główka opadła na jego brzuch. Czy to normalne, że dzieci tak szybko zasypiają? I w dodatku dzieci pokroju Bry – wiecznej diablicy?

            Spojrzał pytająco na Bulmę. A ona wyciągnęła w jego stronę rękę, chwyciła dłoń wojownika i położyła na ramieniu córki. Po chwili przysunęła się do niego, delikatnie całując.

            A na końcu nic nie było. Nawet nieba, bo deszcz pokrzyżował nasze plany i bohaterowie zostali w domu.

            Lecz tak właśnie jest, wiecie? Czasami warto zostać. Może dla takiego jednego, drobnego gestu.

            I tak minęło całe życie Briefsów. Teraz będą na zawsze w Waszych sercach, prawda?

 


 

 

 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

O mnie

Moje zdjęcie
Szalona i pełna energii. Uwielbiam Dragon Balla. Spełniona żona i mama.

Archiwum bloga

Szukaj na tym blogu